Święci są przed tronem Boga
Uroczystość Wszystkich Świętych
To ci, którzy przychodzą
z wielkiego ucisku i opłukali
swe szaty, i w Krwi Baranka
je wybielili. Dlatego są przed
tronem Boga i w Jego świątyni
cześć Mu oddają we dnie
i w nocy (Ap 7,14-15)
W uroczystość Wszystkich Świętych łączymy się
duchowo z bliskimi, którzy przekroczyli granicę
wieczności. Nieprzeliczoną liczbę zbawionych
zobaczył Jan Apostoł w wizji na wyspie wygnania,
Patmos. Tę rzeszę tworzą szczęśliwi, idący za
Chrystusem. On przygotował ich na spotkanie z Bogiem.
Wizja wiecznego szczęścia uszczęśliwionych ukazuje
świętych, których uczynki zapisała historia, a Kościół
dał za przykład włączając do katalogu świętych
i błogosławionych. Obejmuje wszystkich – często
bezimiennych, zapomnianych, skromnych, którzy przeszli
przez życie zjednoczeni z Bogiem, a także tych, którzy
odpowiadając na wezwanie Pana Boga przezwyciężyli
złe skłonności, oczyścili się z grzesznego życia i weszli
w promieniowanie Bożej miłości, wykorzystali dar łaski;
mówimy, że osiągnęli świętość – są świętymi.
W dniu beatyfikacji brata Alberta Chmielowskiego
i o. Rafała Kalinowskiego św. Jan Paweł II wyjaśniał,
czym jest świętość – polega na miłości, bo opiera się
na przykazaniu miłości i przypominał słowa Chrystusa:
„To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie
miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15,12),
„Jeśli zachowywać będziecie moje przykazania, będziecie
trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania
Ojca mego i trwam w Jego miłości” (J 15,10). Ojciec
Święty mówił, że świętość czyni człowieka szczególnie
podobnym do Chrystusa. „Jest podobieństwem przez
miłość. Poprzez miłość trwamy w Chrystusie, tak jak
On sam poprzez miłość trwa w Ojcu. Świętość jest
podobieństwem do Chrystusa, które sięga tajemnicy
Jego jedności z Ojcem w Duchu Świętym: Jego jedności
z Ojcem przez miłość. Miłość jest pierwszą i odwieczną
treścią przykazania, które pochodzi od Ojca. Chrystus
mówi, że On sam «zachowuje» to przykazanie. On też
daje nam to przykazanie, w którym zawiera się cała
istotna treść naszego podobieństwa do Boga w Chrystusie.
Ojciec Rafał i Brat Albert osiągnęli w swym życiu te
szczyty świętości, jakie dziś potwierdza Kościół, na drodze
miłości. Nie ma innej drogi, która do tych szczytów
prowadzi. Dziś Chrystus mówi do nich: «Wy jesteście
przyjaciółmi moimi» (J 15,14), […] «Nikt nie ma większej
miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół
swoich»” (J 15,13). Patrząc na rozległe Błonia Krakowskie,
wypełnione wielką rzeszą wiernych, Wielki Rodak
z Krakowa mówił o wielkości nowych błogosławionych,
którzy nie tak dawno chodzili ulicami stołecznego miasta:
„Ojciec Rafał i Brat Albert od wczesnych lat życia
rozumieli tę prawdę, że miłość polega na dawaniu duszy,
że miłując […] trzeba «życie swoje oddać», tak jak mówi
Chrystus do apostołów. To dawanie życia za przyjaciół
swoich, za rodaków – mówił Jan Paweł II – wyraziło się
również w 1863 roku poprzez ich udział w powstaniu.
Józef Kalinowski miał wówczas 28 lat, był inżynierem –
posiadał stopień oficerski w armii carskiej. Adam
Chmielowski liczył w tym samym roku 17 lat, był
studentem Instytutu Rolniczo-Leśnego w Puławach.
Każdym z nich kierowała bohaterska miłość Ojczyzny.
Za udział w powstaniu Kalinowski zapłacił Sybirem
(na Sybir zamieniono mu karę śmierci), Chmielowski
kalectwem. […] Powstanie styczniowe było dla Józefa
Kalinowskiego i Adama Chmielowskiego etapem na
drodze do świętości, która jest heroizmem życia całego.
Opatrzność Boża każdego z nich prowadziła własną
drogą. Józef Kalinowski, zanim wstąpił do nowicjatu
karmelitańskiego, był – po powrocie z Sybiru –
nauczycielem Augusta Czartoryskiego, jednego
z pierwszych salezjanów, który także jest kandydatem
na ołtarze. Adam Chmielowski studiował malarstwo
i przez szereg lat poświęcał się działalności artystycznej,
zanim wstąpił na drogę powołania, która – po pierwszych
próbach w zakonie jezuitów – zaprowadziła go w szeregi
tercjarstwa franciszkańskiego, skąd bierze początek
powołanie albertyńskie. Każdy z nich na swojej własnej
drodze w dalszym ciągu urzeczywistniał te słowa
Odkupiciela i Mistrza: «Nie ma większej miłości od tej,
gdy ktoś życie swoje oddaje»… Ojciec Rafał oddał to życie
w surowym klasztorze karmelitańskim, służąc do końca
w szczególności w konfesjonale; współcześni nazywali
go «męczennikiem konfesjonału». Brat Albert oddał
swe życie w posłudze najuboższym i społecznie
upośledzonym. Jeden i drugi oddał do końca swoje
życie Chrystusowi. Jeden i drugi odnalazł w Nim pełnię
poznania, miłości i służby. […] Ojciec Rafał pisze
do siostry: «Bóg się cały nam oddał za nas, jakże nam
nie poświęcić się Bogu?» (list z 1 VII 1866). A Brat
Albert wyznaje: «Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii.
Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego?
Skoro jest chlebem i my bądźmy chlebem… Dawajmy
siebie samych». W ten sposób każdy z nich został
«zdobyty przez Chrystusa Jezusa» (Flp 3,12). […]
Z tą nadzieją ojciec Rafał zakończył swe życie w murach
klasztoru karmelitańskiego w moich rodzinnych
Wadowicach w 1907 roku – Brat Albert w swym
krakowskim «przytulisku» w roku 1916. U progu
naszego stulecia, w przeddzień odzyskanej przez Polskę
niepodległości, dokonali swego życia ci dwaj wielcy
synowie polskiej ziemi, którym dane było wytyczać
drogi świętości wśród swoich współczesnych – a zarazem:
dla przyszłych pokoleń. […] Oto dwaj uczniowie
Boskiego Mistrza, którzy w pełni odkryli na drogach
swego ziemskiego pielgrzymowania miłość Chrystusa –
i którzy w tej miłości wytrwali!”
W katechezie św. Jan Paweł II uczył: „Kiedy przeminie
postać tego świata, ci, którzy przyjęli Boga w swym życiu
i przynajmniej w chwili śmierci otwarli się szczerze
na Jego miłość, będą mogli się cieszyć pełnią komunii
z Bogiem, stanowiącą cel ludzkiej egzystencji. Jak poucza
Katechizm Kościoła Katolickiego, «to doskonałe życie
z Trójcą Świętą, ta komunia życia i miłości z Nią, Dziewicą
Maryją, aniołami i wszystkimi świętymi, są nazwane
‘niebem’. Niebo jest celem ostatecznym i spełnieniem
najgłębszych dążeń człowieka, stanem najwyższego
i ostatecznego szczęścia» (n. 1024). […] Niebo
przedstawione jest jako transcendentne mieszkanie żywego
Boga, a ponadto jako miejsce, do którego dzięki łasce
mogą wstąpić również wierzący, co poświadcza w Starym
Testamencie historia Henocha (por. Rdz 5,24) oraz Eliasza
(por. 2 Krl 2,11). Niebo staje się zatem figurą życia w Bogu.
W tym sensie Jezus Chrystus mówi o «nagrodzie w niebie»
(Mt 5,12) i zachęca do «gromadzenia skarbów w niebie»
(Mt 6,20; por. 19,21)”.