Trudne przykazanie. Miłość nieprzyjaciół

7 Niedziela Zwykła – Rok A

 

„A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół

i módlcie się za tych, którzy was prześladują;

tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie”

(Mt 5, 44-45).

 

Nauka Jezusa o miłości nieprzyjaciół, wzburzyła już

słuchaczy otaczających Go, nie tylko Izraelitów. Była źle

przyjęta, nie rozumieli jej – była za trudna. I nadal wywołuje

kontrowersje. Ale też Chrystus jest pierwszym nauczycielem

moralności, który wyznaczył tak wysokie wymagania etyczne.

Przepisy Starego Testamentu zalecały okazywanie życzliwości

nieprzyjacielowi. W Księdze Wyjścia czytamy: „Jeśli spotkasz

wołu twego wroga albo osła błąkającego się, odprowadź go

do niego. Jeśli ujrzysz, że osioł twego wroga upadł

pod ciężarem, nie ominiesz go, ale przyjdziesz mu z pomocą”

(23, 4-5). Jednak w praktyce stosowana i tolerowana była

zasada przyzwalająca wyrównywanie doznanych krzywd

na podstawie prawa odwetu „Życie za życie, oko za oko,

ząb za ząb” (Wj 21,23n).

 

Pan Jezus głosząc nowe Przykazanie wprowadził

antyodwetowe prawo miłości, które jest drogą przezwyciężania

zła dobrem. Miłość nieprzyjaciół (Mt 5,43-48; Łk 6,27-36),

którą polecił stosować Chrystus, jest wyraźnym wskazaniem

sposobu rozwiązywania konfliktów międzyludzkich.

Nie może ograniczać się do wspólnoty religijnej lub etnicznej,

ale dotyczy każdego człowieka. Obejmuje ludzi dobrych

i złych, przyjaciół i wrogów, dobroczyńców i krzywdzących.

Jezus, przekazujący orędzie Dobrej Nowiny, w różnych

sytuacjach potwierdzał swym postępowaniem możliwość

stosowania w praktyce trudnego przykazania miłości.

Wiele takich przykładów znajdujemy w Ewangelii.

Wszyscy ludzie stworzeni przez Boga są pod Jego ochroną.

„On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych”

(Mt 5, ..). Miłość ta przejawia się najpierw w modlitwie

za prześladowców (Mt 5,44, Łk 6,28) w razie konieczności

niesieniem im pomocy (Mt 5,42; Łk 6,34-35), odpłacaniem

za zło dobrem (Łk 6,27.33), rezygnacją z budzącej się zemsty

(Mt 5,38-42; Łk 6,37), oraz znoszeniem agresji ((Łk 6,29).

Motywem praktykowania takiej miłości jest miłosierdzie

Boże (Mt 5,45; Łk 6,36). Bóg jest Panem i Sędzią

wszystkiego i wszystkich – a my jesteśmy braćmi

i w Jego obecności „wzrastamy do czasu żniwa”.

W przypowieści o chwaście Jezus na pytanie apostołów,

skąd wśród posianej pszenicy znalazł się chwast odpowiedział:

„Nieprzyjazny człowiek to sprawił” (Mt 13,28). I doradzał,

aby go od razu nie wyrywać: „byście zbierając chwast

nie wyrwali z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść

aż do żniwa” (Mt 13,29-30).

 

Święty Paweł obejmuje miłością także niechrześcijan,

wrogów i prześladowców: „Błogosławcie tych, którzy was

prześladują. Błogosławcie, a nie złorzeczcie […] Nikomu

złem za zło nie odpłacajcie. Starajcie się dobrze czynić

wszystkim ludziom. Jeśli to jest możliwe, o ile to od was

zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi.

Umiłowani, nie wymierzajcie sami sobie sprawiedliwości,

lecz pozostawcie to pomście Bożej” (Rz 12,14.17-21).

„Baczcie, aby nikt nie odpłacał złem za zło, lecz zawsze

usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wszystkim.

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym

położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie

Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa

nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne –

zachowujcie. Unikajcie wszelkiego rodzaju zła”.

(1 Tes 5,15-22).

 

Pierwsi chrześcijanie, gdy doznawali krzywdy, zamiast

odwetu modlili się za nieprzyjaciół. Jeden z siedmiu

diakonów św. Szczepan zaatakowany najpierw słownie,

a potem obrzucony kamieniami modlił się za morderców:

„Panie, nie licz im tego grzechu!” (Dz 7,60).

 

Historia Kościoła zapisała wiele przykładów dosłownego

stosowania Chrystusowego przesłania miłości wobec

nieprzyjaciół. W obliczu wielkiego cierpienia dotykającego

jednostki i całe społeczności, na pytanie „gdzie jest Bóg”,

chrześcijanie odpowiadają: „w tym cierpieniu, opuszczeniu,

męczeństwie”. Taka postawa wyznawców Chrystusa była

od początku nie do przyjęcia przez władców, upatrujących

siłę swych rządów w zastraszaniu i okrutnych karach.

Już na arenach starożytnego Rzymu, wobec spojrzenia

pierwszych chrześcijan w niebo, mocy ich ducha

wypływającej z zaufania Bogu, nawet potężny Neron

był bezradny, pokonany potęgą wybaczającej miłości.

Niektórych bohaterskich męczenników za wiarę Kościół

wpisywał na listę świętych. I nadal tak czyni.

W połowie XX wieku przykładem postawy zgodnej

z Chrystusową nauką stał się zamordowany w niemieckim

nazistowskim KL Auschwitz misjonarz Ojciec Maksymilian

Maria Kolbe.

 

Gotowością pójścia na śmierć głodową zamiast innego

skazanego, dał wobec oprawców świadectwo, że nie udało się

im odrzeć więźniów obozu z ludzkich cech. On, Rycerz

Niepokalanej, wykazał się nadludzką, rzeczywiście rycerską

odwagą, prosząc zbrodniarza – okrutnego komendanta –

za więźniem, o którym wiedział tylko tyle że ma rodzinę –

żonę i małe dzieci. Więźniów umocniła postawa miłości ojca

Maksymiliana. Świadkowie wspominają, że to wydarzenie

pomogło im przywrócić godność, a strach osłabł. Zdali sobie

sprawę, że jeszcze nie są całkowicie zniszczeni. Wiadomość

rozeszła się wśród więźniów w całym obozie i dodawała sił.

Umocnieni psychicznie, mogli łatwiej – wspominając

bohaterskiego Kapłana – przetrwać  męczarnie obozu.

Święty Maksymilian, przedłużył życie wielu, nie tylko

jednemu ocalonemu kosztem swego życia więźniowi

KL Auschwitz.

 

Po latach ocalony Franciszek Gajowniczek mówił:

„Wszyscy więźniowie stali nadal na baczność w szeregach

poszczególnych bloków. Nagle zauważyłem, że z tylnych

szeregów naszego bloku wyszedł jakiś nieznany mi

więzień i wolnym krokiem podążył w kierunku grupy SS.

Nikt nie zareagował na jego wystąpienie. Blokowy

odpowiedzialny za dyscyplinę podległego mu bloku,

inni blockführerzy nie usiłowali przeszkadzać więźniowi.

Złamanie żelaznej dyscypliny porządku obowiązującego

w obozie było dla wszystkich tak olbrzymim zaskoczeniem,

że zarówno więźniowie, jak i esesmani patrzyli na to,

co się dzieje, nie wierząc własnym oczom, śledząc powolny

marsz więźnia. Podszedł do komendanta, stanął

w przepisowej odległości przed nim, zdjął czapkę i coś

do niego mówił. Imponowało nam to, że w obecności tylu

esesmanów i więźniów funkcyjnych złamał dyscyplinę,

że odważył się wystąpić”.

 

„Pytając o motywy – mówił Jan Paweł II w Niepokalanowie

(1983 r.) – można stwierdzić, że Maksymilian Kolbe

przez swoją śmierć w obozie koncentracyjnym, w bunkrze

głodowym, potwierdził w jakiś szczególnie wymowny sposób

dramat ludzkości dwudziestego stulecia. Jednakże motywem

głębszym i właściwym wydaje się to, że w tym

kapłanie-męczenniku w jakiś szczególny sposób przejrzysta

staje się centralna prawda Ewangelii: prawda o potędze miłości.

«Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje

za przyjaciół swoich» (J 15, 13) – tak mówi Jezus, żegnając się

z apostołami w wieczerniku, zanim pójdzie na mękę i śmierć.

[…] Ta właśnie prawda Ewangelii stała się szczególnie

przejrzysta poprzez czyn oświęcimski ojca Maksymiliana

Kolbego. Można powiedzieć, że najdoskonalszy wzór,

jaki pozostawił nam Odkupiciel świata, został w tym czynie

podjęty z całkowitym heroizmem, a równocześnie z jakąś

ogromną prostotą. Ojciec Maksymilian występuje z szeregu,

aby przyjęto go jako kandydata do bunkra głodu na miejsce

Franciszka Gajowniczka: podejmuje decyzję, w której

ujawnia się równocześnie dojrzałość jego miłości i moc

Ducha Świętego – i do końca wypełnia tę ewangeliczną

decyzję: oddaje życie za brata. Dzieje się to w obozie

śmierci – w miejscu, w którym poniosło śmierć ponad

cztery miliony ludzi z różnych narodów, języków, religii

i ras. Maksymilian Kolbe również poniósł śmierć:

ostatecznie dobito go śmiercionośnym zastrzykiem.

Jednakże w tej śmierci objawiło się zarazem duchowe

zwycięstwo nad śmiercią podobne do tego, jakie miało

miejsce na Kalwarii. A więc: nie «poniósł śmierć», ale

«oddał życie» – za brata. W tym jest moralne zwycięstwo

nad śmiercią”.

 

Trudne przykazanie. Miłość nieprzyjaciół